Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
Żyłam prosto. Marzeniami. Jak małe dziecko. Wierzyłam w to
że spotkam księcia z bajki który przyjedzie po mnie na białym koniu. Jednak to
tylko marzenia ale trzeba w nie wierzyć bo przecież możliwe że się spełnią.
Spełnią się tak jak moje. A wszystko zaczęło się tamtego dnia. Studiowałam na
londyńskim uniwersytecie. Fascynowała mnie medycyna. Więc wybrałam się na ten
kierunek. Skończyłam wcześniej zajęcie bo nie było jednego z profesorów.
Poszłam do parku. Los chciał żebym zobaczyła tam mojego chłopaka z inną.
Udawałam że ich nie widzę. Szłam w ich stronę. Kiedy mnie zobaczył trochę się
speszył. Podszedł do mnie jak gdyby nic i powiedział
*To koniec z nami. Znudziłaś mi się już.
Zalałam się łzami i pobiegłam gdzieś. Nie patrząc na nikogo.
Łzy płynęły po moich policzkach strumieniami. Byłam przy wylocie z alejki.
Wpadłam na kogoś. Wywróciliśmy się oboje. Ja się szybko skuliłam. A chłopak
wrzeszczał na mnie
*Pacz jak chodzisz. Mogłaś zrobić coś nam obojgu.
Nie usłyszał ode mnie żadnej odpowiedzi tylko jeden wielki
płacz i szlochanie.
*Przepraszam nie powinienem krzyczeć. Nic się nie stało.
Usiadł koło mnie próbując pocieszyć mnie.
*Co się stało??
*Nic!! Zostaw mnie w spokoju. Chce być sama. Każdy z was
jest taki sam. Nie udawaj że cię to interesuje.
Wydarłam się na biednego i niewinnego chłopaka. Jednak to go
nie odstraszyło. Popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
*Nie zostawię cię w takim stanie. Nawet nie myśl sobie. A
tak poza tym to jestem Zayn Malik a ty?? Proszę porozmawiajmy.
*[T.I]Nie mam ochoty na rozmowę.
*Ale nie możesz tłumić tego w sobie.
*Dobrze.
Opowiedziałam mu o moim byłym. Jak to niby mnie kochał i
zostawił jak psa. Już wiem jak to boli kiedy najważniejsza osoba w życiu
zostawia cię bez żadnego wytłumaczenia. Delikatny szept ostatnich słów. Wpadłam
w jakąś depresje. Nie mogłam pozbierać się jakiś miesiąc. Na szczęście Zayn był
zawsze ze mną. W końcu wyszłam z dołka. Zaczęłam normalnie funkcjonować. I
powoli zakochiwać się w nim. Kochałam tą bliskość jaka była między nami.
Uwielbiałam zasypiać przy nim. Spędzaliśmy razem wiele czasu. Pewnego dnia
poszliśmy na kolację. Było naprawdę miło. Największa niespodzianka jaka mogła
się zdążyć na koniec randki. Wyznał mi miłość i poprosił o chodzenia. Zgodziłam
się. Byłam w nim naprawdę zakochana. Nie odstępował mnie na krok. Bardzo się
kochaliśmy. Ostatnio kiedy byłam pod prysznicem wyczułam coś w piersi. Jakiegoś
małego guza. Nie powiedziałam nic Zaynowi. Wolałam go na razie nie denerwować.
Następnego dnia udałam się do lekarza. Dostałam skierowanie na biopsję. Na
wyniki długo nie czekał. Dostałam je po 2 dniach i udałam się z nimi na
konsultację do lekarza.
*Jest mi bardzo przykro ale pani ma raka. Musi się pani jak
najszybciej do nas zgłosić. Od razu zaczynamy od chemi.
Świat zawalił mi się pod nogami. Nie wiedziałam co mam
robić. Czy powiedzieć o wszystkim mojemu jedynemu skarbowi czy nie??
Postanowiłam mu powiedzieć. Było bardzo trudne ale cóż. Raz kozie śmierć.
*Zayn musimy zakończy nasz związek. Przepraszam.
*Co?! O czym ty mówisz już mnie nie kochasz??
*Zayn ja cię kocham ponad wszystko ale..
*Ale co?!
*Jestem chora rozumiesz to!!!?? Ja umieram powoli.
*Co ty mówisz. To nieprawda. Kłamiesz!!!
Powoli osuwając się po ścianie i zalewając łzami
kontynuowałam.
*Zayn ja nie kłamie. Mam raka. Ja umieram.
*Nie!!! Byłaś u lekarza?? Przecież to da się wyleczyć.
*Tak. Jutro idę na chemie.
*Proszę nie płacz wszystko się ułoży. Obiecuje ci to.
Wygramy z tym razem.
Mówiąc to siadł obok mnie objął i pocałował w czoło.
*Następny dzień.
Zayn przywiózł mnie do szpitala. Położyli mnie na salę. Zayn
Siedział na korytarzu cały dzień a mi robili badania. Zobaczyliśmy się
wieczorem ostatni raz.
*Misiu jutro biorę chemie. Więc nie musisz jutro
przyjeżdżać. Jedź do domu do chłopaków i połóż się spać. Dobrze?? Niedługo się
zobaczymy.
*Dobrze. Obiecuje. I obiecuje ci że wszystko będzie dobrze.
Tego wieczoru widzieliśmy się ostatni raz. Nasz ostatni
pocałunek. Poszedł. Chciało mi się płakać. Czułam jak łezki popłynęły mi po
policzku. Położyłam się spać. Noc szybko minęła. Zresztą tak samo jak poranek.
O 12 dostałam chemie. Czerwoną. Wiedziałam że nie jest dobrze. Bo to jest ta
prawie najsilniejsza. Po 4 godzinach kroplówka zleciała. Czułam się nawet
dobrze. Następnego dnia wypisali mnie. Wróciłam do Zayna do domu do kochanego
łóżka. Jednak za trzy tygodnie musiałam wrócić na kolejną dawkę. Czas szybko
zleciał. Druga dawka. Straciłam włosy. Chodziłam w chustce. Dziwiłam się że
Zayn jeszcze ze mną jest. Trzecia chemia i ostatnia przed operacją. Byłam
zrozpaczona. Czas operacji. Obcieli mi
pierś. Czułam się dobrze. Wiedziałam że jeśli to zrobią choroba ustąpi. I tak
było. Pobraliśmy się. Byliśmy szczęśliwi. Do czasu. Nawrót choroby. Nastąpiły
przeżuty. I znowu piekło. Ale teraz wiedziałam że musze walczyć. Jednak każdego
dnia opadałam z sił. Było coraz gorzej. Każdego dnia czułam że śmierć jest
coraz bliżej. Wiedziałam że już nie ma ratunku dla mnie. Zayn już nawet nie
wracał do domu. Czuwał przymnie cały czas. Byłam mu wdzięczna za to.
*Zayn obiecaj mi że jak umrę to nie będziesz sam. Znajdziesz
sobie drugą. Że będziesz miał z nią dzieci o których marzysz.
*Skarbie Nie mów tak. Wyjdziesz z tego. Uwierz w to.
*Zayn nie prawda. To koniec moje dni są policzone.
Rozpłakaliśmy się obydwoje jak dzieci. Próbowałam walczyć
ale choroba była silniejsza. Jeszcze męczyłam się parę dni. Aż w końcu poczułam
że to czas. Czas się pożegnać z Zaynem z przyjaciółmi i rodziną.
*To jest już mój koniec. Dlatego chcę się z wami już
pożegnać. Pamiętajcie że was kochałam kocham i zawsze będę kochać i czuwać nad
wami z góry. Zayn przepraszam że nie mogliśmy mieć dziecka. Tak marzyłeś o nim
zresztą ja też. Przykro mi bardzo.
Nikt się nie odzywał. Wszyscy płakali.Ostatni raz
pożegnaliśmy się namiętnym pocałunkiem. Zamknęłam oczy i zobaczyłam czarny
tunel. Moje serce biło coraz wolniej. W końcu stanęło a ja zobaczyłam białe
światło. Lekarze próbowali ratować mnie ale to było na nic. Odeszłam do Domu
Bożego. Teraz czekam na moją jedyną miłość tu w niebie. I wiem że tu będziemy
mogli być szczęśliwi na wieki wieków.
Przepraszam że nudny ale to był mój jedyny pomysł na smutne
wypociny. Może to głupie ale popłakałam się przy pisaniu tego. Nie wiem czemu.
Wiem głupia jestem
nie ma co ! ja się tu męczę żeby się ładnie wymalować eye-linerem, a ty to wszystki niszczysz ! popłakałam się !
OdpowiedzUsuńO boze..tez sie poplakalam..swietny dziekuje Ci ;) caly dzien na niego czekalam..i jaralam sie tym, ze dla mnie napiszesz. Warto bylo czekac ;)
OdpowiedzUsuńprwie sie poplkalam ;( jestes boska;) a moze teraz wesoly z niallem?
OdpowiedzUsuń